Kasyno zawsze wygrywa

Kasyno zawsze wygrywa

Drzemie w pani żyłka hazardzistki?

Tego nigdy nie da się powiedzieć na pewno. Czasem splot okoliczności i zdarzeń sprawia, że nagle gra sprawia nam niewyobrażalną przyjemność i chcemy ją powtarzać. Tyle, że nawet nie zauważamy, kiedy przyjemność zastępuje przymus. Tak zaczyna się większość historii uzależnionych od hazardu. Zanim zabrałam się za książkę, byłam w kasynie raz, na służbowej imprezie. Dostałam żetony, żebym mogła się „zabawić”, ale szybko straciłam je na ruletce. Myślę, że opatrzność nade mną czuwała, bo kto wie, jak by się to dla mnie skończyło, gdybym wtedy zaczęła wygrywać. Zamiast wygranej dostałam wówczas informację, która została mi w pamięci na lata - że w jednej chwili można wszystko przegrać. Przy tym samym stole do ruletki grał mężczyzna, sprawiał wrażenie stałego bywalca, miał pewne ruchy, wiedział jak obstawiać, odruchowo tasował w dłoni żetony. Ale mnie przyciągnął obłęd w jego oczach, kiedy raz za razem wyrzucał na stół kolejne pliki banknotów. Młoda kobieta, która mu towarzyszyła coś mu szepnęła do ucha, ale tylko warknął do niej. Odeszła, a on zgrał się do cna. Nie wiem, czy to był koniec jego wieczoru czy poszedł do bankomatu lub lichwiarzy po kolejne pieniądze na grę. Nie wytrzymałam napięcia, roztrzęsiona wyszłam z kasyna. Do dziś przechodzi mnie dreszcz, kiedy przypomnę jak pulsowały mu żyłki na skroniach, czoło pokrywały delikatne kropelki potu, a w oczach była determinacja, jakiej nigdy potem już u nikogo nie widziałam. Po latach, pisząc tę książkę, wybrałam się do kasyna kilka razy, żeby poczuć ten dreszcz emocji. Strach był większy niż fantazja, więc nie pozwoliłam sobie na brawurę. Ale znowu, być może gdybym za te sto złotych, które przeznaczyłam na ten wieczór, w kilka minut wygrała sto tysięcy, może poszłabym za ciosem, wierząc, że dziś los mi sprzyja.

Myślimy: hazard. Widzimy: kasyna, luksusowe garnitury i suknie, „sport” dla bogaczy. A jak to wygląda naprawdę?

Rzeczywiście, hazard kojarzy nam się z filmami o Jamesie Bondzie, eleganckim kasynem w luksusowym hotelu, mężczyznami w eleganckich strojach z cygarem i dobrą whiskey w ręku i pięknymi kobietami w wieczorowych kreacjach. Taki obraz kreują zwykle hollywoodzkie produkcje filmowe. Tymczasem hazard nie zawsze tak wygląda. Hazard to również nielegalna dziś spelunka, w której na „jednorękim bandycie” można stracić majątek życia. Hazard to podrzędne kasyna, do których możesz wejść z ulicy. Hazard to telefon lub komputer, przez który bez wychodzenia z domu możesz zgrać się do cna.

Dlaczego zabrała się pani za podjęcie tematu tego uzależnienia? Skąd ten pomysł?

Kiedyś jechałam taksówką i kierowca cały czas bawił się telefonem. Zapytałam, co robi na tym telefonie. Okazało się, że obstawia zakłady bukmacherskie w internecie. To było jeszcze przed pandemią, więc wdałam się w rozmowę - ile najwięcej wygrał, jaka była największa strata, jak często gra, czy miał kiedyś problem, że nie mógł się oderwać od gry. Twierdził, że kiedyś miał problem, ale teraz wszystko ma pod kontrolą. A przecież widziałam coś zupełnie innego. Skończyłam właśnie pisać inną książkę i pomyślałam, że chciałabym się bardziej przyjrzeć uzależnieniu od hazardu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak bardzo wsiąknę w ten temat. I że nie piszę tej książki dla siebie, jak to robią czasem autorzy, ale piszę ją po to, by może komuś pomóc, przed czymś uchronić, kogoś przestrzec lub pokazać, że można zawrócić z tej drogi donikąd. Bo to zawsze jest droga donikąd. Gdy wchodzisz w romans z hazardem, zwykle z człowieka sukcesu stajesz się życiowym bankrutem. I mam na dowód opowieści hazardzistów, którzy nie grają od lat, ale każdego dnia mierzą się z przeszłością.

Jak wyglądały poszukiwania bohaterów?

Większość moich rozmówców spotkałam na mitingach anonimowych hazardzistów. To wspaniali ludzie, którzy przyjęli mnie ciepło i otworzyli przede mną swoje serca. Nie każdy chciał opowiedzieć swoją historię, myślę, że do tego trzeba dojrzeć. Tym bardziej dziękuję tym wszystkim, którzy wpuścili mnie do swego świata, opowiedzieli z niewiarygodną szczerością najbrudniejsze historie ze swego życia. A wszyscy zrobili to tylko po to, by pomóc innym, żeby przestrzec, żeby pokazać, jak wrócić do dawnego życia sprzed hazardu. To wspaniali ludzie, dla których liczy się przede wszystkim pomoc innym. Moich bohaterów ukryłam pod pseudonimami, zmieniłam miejscowości, zawody, miejsca pracy, bo nie to się liczyło w ich historiach. Hazard stygmatyzuje. Wszyscy opowiadali mi, że nawet po latach abstynencji, będąc cenionymi pracownikami, szanowanymi sąsiadami, lojalnymi kumplami, gdy ktoś dowiaduje się o ich hazardowej przeszłości, wszystko się zmienia - kompetencje spadają, szacunek maleje, a zaufanie zostaje ograniczone. Hazardziście nie wybacza się, że był hazardzistą. Nie daje się drugiej szansy. Zapytał pan: jak wyglądały poszukiwania bohaterów? Tak, dla mnie są oni prawdziwymi bohaterami. Bo nie wiem, czy sama potrafiłabym z ruin ułożyć swoje życie na nowo.

Jak się kształtuje ta grupa? Więcej w niej kobiet czy mężczyzn?

Na mitingach zdecydowanie przeważają mężczyźni. Ale to nie dlatego, że kobiety nie mają problemu. Według badań CBOS, aż 46 proc. graczy to kobiety, a granie problemowe dotyczy 9 procent grających kobiet i ponad 21 procent grających mężczyzn. Myślę, że to dane szacunkowe, nie uwzględniające szarej strefy. Kobiety bardziej wstydzą się jednak swego uzależnienia od hazardu, podobnie jak od alkoholu, częściej myślą, że poradzą z nim sobie same, czasem rodzina ich nie wspiera i zwykle są surowiej oceniane niż uzależnieni mężczyźni. Kobiety chorują więc w ukryciu. Rownież dlatego uzależnienie kobiet jest tak niebezpieczne.

Inne uzależnienia takie jak alkoholizm czy narkomania jest… do zauważenia, bo nie ukrywajmy – odbija się na zachowaniu osoby uzależnionej, czasami na jej wyglądzie. Uzależnienia od hazardu nie można zobaczyć gołym okiem. Co więc powinno zaniepokoić?

Na tym polega dramat uzależnienia od hazardu. Po hazardziście nie widać, że gra. Jedna z hazardzistek powiedziała mi: „Wolałabym chlać niż grać”, bo wtedy ktoś by zauważył, zanim wpadła w uzależnienie po uszy.Wszyscy hazardziści mówili mi, że byli mistrzami kłamstwa i manipulacji. Gra pozorów była dla nich najważniejsza. Jedna z hazardzistek powiedziała, że nawet przesadnie dbała o wygląd i zawsze, choćby za pożyczone pieniądze, musiała pojechać na wakacje do ciepłych krajów, żeby się opalić - robiła wszystko, by sprawiać wrażenie kobiety sukcesu. Zresztą jak oglądała po latach zdjęcia z tamtych czasów, tak właśnie wyglądała. Sprawa się komplikuje, a uzależnienie jest trudniejsze do ukrycia, gdy przychodzi faza strat. Jest nieunikniona. A wtedy znikają pieniądze z konta, zaczynają się pożyczki, czasem znajomi upominają się o dług. Hazardziści i z tym sobie przez jakiś czas radzą. Inna hazardzistka opowiadała, że w gdy brała pożyczkę w banku podała inny adres do korespondencji, żeby ta nie wpadła w niepowołane ręce, przekupiła listonosza, żeby listy adresowane do niej dawał jej do ręki, zamiast wrzucać do skrzynki. Dziś jeszcze trudniej rozpoznać hazardzistę, bo hazard przeszedł w znacznej mierze do internetu. Już nie musisz wychodzić do kasyna i godzinami przesiadywać poza domem. dziś możesz na telefonie przegrać swoje życie, siedząc na kanapie przed telewizorem i rozmawiając z rodziną. Syn hazardzisty opowiadał mi, że ojciec całymi dniami siedział przed komputerem w swojej wielkiej firmie, która była nieopodal domu. Wszyscy myśleli, że pracuje, bo zawsze był rozważnym człowiekiem, tymczasem on zatracał się w internetowych kasynach. Niepokój powinno wzbudzić nadmierne zaabsorbowanie, zaniedbywanie obowiązków - w tej fazie zostaje uszkodzona hierarchia wartości, to hazard jest już najważniejszy. Ale wtedy uzależnienie jest tak duże, że potrzebna jest specjalistyczna terapia.

Jak w ogóle wygląda leczenie? Da się przestać być hazardzistą?

Hazardzistą, podobnie jak alkoholikiem, jest się do końca życia. Wszyscy anonimowi hazardziści to potwierdzą, nawet ci z dwudziestoletnią abstynencją, a może tym bardziej, nie powiedzą: „Na pewno nigdy nie zagram”. Bo czas wystarczy chwila… Prof. Wiktor Osiatyński, który był najbardziej znanym anonimowym alkoholikiem w Polsce, przyznał się kiedyś, że nawet po 35 latach abstynencji miewał poranki, kiedy chciał się napić. Musiał wtedy szybko przemeblować myśli, zająć się czymś, co go pochłonęło. Hazardzista ma trochę gorzej. Trudno wyrzucić telefon, komputer czy tablet - są potrzebne do codziennego życia, do pracy - a przecież niezmiennie kojarzą się z przyjemnością grania. Lub przegrywania. Bo hazardzista najpierw odczuwa przyjemność z wygranych, a potem kręcą go również porażki. Co więcej, jedna z hazardzistek powiedziała mi, że bywały sytuacje, kiedy marzyła tylko o tym, żeby już wszystko przegrać, bo tylko wtedy mogła odejść od gry. Często hazardziści, nawet gdy trafiają na pierwszy miting otwarty, uważają, że niepotrzebnie tam przyszli. „Moim problemem są pieniądze, a nie gra” - mówią. Ale bez mitingów, bez profesjonalnej terapii nie poradzą sobie. W Polsce są państwowe ośrodki terapeutyczne, w których leczone są uzależnienia, w tym od hazardu. Są również ośrodki prywatne, dla tych, którzy mogą zapłacić za leczenie. Pewnie są w nich lepsze warunki, ale myślę, że hazardzista powinen właśnie doświadczyć upokorzenia, żeby zobaczył jasno swoje położenie. Jedna z bohaterek mojej książki opowiadała mi, jak trafiła na taki oddział - w pokoju razem z nią były dwie bezzębne alkoholiczki. Ryczała pierwszego dnia, bo przecież tak bardzo nie chciała pasować do nich, a zdała sobie sprawę z tego, że właściwie jest albo za chwilę może stać się jedną z nich. Taka terapia wstrząsowa. Na pewno budujące są mitingi anonimowych hazardzistów - wiem, bo choć nie mam problemów z hazardem, wychodziłam z nich mocno zbudowana. Taka zbiorowa terapia może być na początku trudna, gdy masz przed wszystkimi powiedzieć: „Mam na imię Beata. Jestem hazardzistką”, a potem wyznać, jak kradłam pieniądze, jak oszukiwałam, jak leżałam w wymiocinach, bo po 35 godzinach grania nie dałam rady wstać. Ale gdy słyszysz taką opowieść z ust innych, myślisz: „Czyli on też tak miał, a jednak nie poddaje się” albo „A więc on też po dwuletniej abstynencji, wrócił do gry, a jednak znów tu jest”. Hazardziści bardzo wspierają się w swoim leczeniu. Wiem, że gdy czasem któryś ma gorszy dzień, dzwoni do innego, a tamtem wie najlepiej co mu powiedzieć. Bo prawda jest taka, że nikt tak nie zrozumie hazardzisty jak drugi hazardzista. Czy da się przestać być hazardzistą? Moi rozmówcy są dowodem na to, że da się nie grać. Choć nie przychodzi to lekko. Szczególnie, gdy dopada trudny czas - utrata pracy, rozstanie, zawód miłosny albo jak teraz pandemia.

Pandemia wpływa na życie Polaków, chociażby ograniczamy wyjścia. To jednak wielka pułapka dla osób uzależnionych od hazardu.

Dobrze pan to ujął - pułapka. Pandemia rzeczywiście sprzyja uzależnieniu, szczególnie że hazard jest dziś w sieci. Dziś Las Vegas mamy w swoim telefonie. Jedna z hazardzistek, która nie gra od 3 lat powiedziała mi, że wprawdzie ona nie wróciła do nałogu, ale miała wiele telefonów od znajomych hazardzistów, którzy nie wytrzymali próby czasu. Zamknięci w domu, z telefonem i komputerem, czasem samotni lub z rodziną, której mamy już w nadmiarze, często pozbawieni pracy szukamy utulenia w świecie internetowych kasyn. Bo hazardzista, gdy jest mu źle i chciałby uciec od problemów, zna jedną drogę - grę. Ona zawsze przynosiła mu ukojenie. Jeszcze do niedawna, gdy chciało mu się zagrać, mógł wyjść do przyjaciół, na spacer czy do kina. Teraz ma znacznie mniej dróg ucieczki.

Co panią zaskoczyło w rozmowach z bohaterami?

Najbardziej to, że są bezgranicznie szczerzy, uczciwi i uważni na drugiego człowieka. Że mają w sobie ogromną chęć pomocy. A jeśli chodzi o ich historie hazardowe, to największym zaskoczeniem było dla mnie to, że można uzależnić się od przegranej. Wydawałoby się, na zdrowy rozum, że gdy zaczynasz ponosić straty, mówisz: „Dobra, wychodzę, bo to się może źle skończyć”. Tymczasem hazardzista, gdy ponosi straty, wierzy, że za chwilę los się znowu do niego uśmiechnie i przyjdzie wielka, długo oczekiwana wygrana. Że przegraną można traktować nie jak porażkę, a jak ekscytujące oczekiwanie na wygraną. Patologiczny gracz jest przegrany niezależnie od tego, czy wygra, czy przegra. Jeżeli wygra, myśli: „To mój szczęśliwy dzień” i gra dalej. A jeśli przegra, myśli: „Muszę się odegrać” i też gra dalej. Odejdzie od gry dopiero wtedy, gdy zgra się do zera.

Czy to uzależnienie dotyczy także dzieci/młodzież?

Zagrożenie uzależnienia u dzieci jest nawet większe. Wynika to z nieukształtowanego jeszcze mózgu. Układ kontroli w płacie czołowym wykształca się w pełni dopiero koło 20., 22. roku życia. Dzieci są więc bezbronne. A przemysł gamebingowy pracuje nad tym, jak najdłużej zatrzymać nas przy grze. Od uzależnienia od gry do uzależnienia od hazardu to już tylko jeden krok. Tym bardziej, że dziś większość zwykłych gier, które często są darmowe, ma ukryte elementy hazardowe. Zauważmy, że nasze dzieci urodziły się w czasie internetu, telefonu komórkowego, tabletu. Znają tylko taki świat. Dr Bohdan Woronowicz powiedział, że liczba dzieci z tak zwanym uzależnieniem behawioralnym rośnie z roku na rok. Dziś więcej dzieci umie grać na komputerze, niż jeździć na rowerze. To przerażające, tym bardziej że z takiego uzależnienia trudniej wyjść, bo w XXI wieku nie da się unikać tych urządzeń.

Czy rodziny osób uzależnionych od hazardu ten nałóg dotyka tak samo jak chociażby rodziny alkoholików?

„Byłam już tak zmęczona tymi jego ciągłymi powrotami i ciągłym ogłaszaniem, że przegrał; byłam tak wylękniona, że znów przegramy wszystkie pieniądze; na dodatek bolała mnie głowa i tak mnie mdliło, że nie mogłam wytrzymać (...) Ja już mam dość tej męki. Zadręczył mnie swoją niepowściągliwością” - napisała Anna Dostojewska, żona Fiodora w swoim dzienniku „Mój biedny Fiedia”. Sprzedawała swoją biżuterię i futra, by spłacić karciane długi męża - to klasyka gatunku. Warto przypomnieć, że „Gracza” Dostojewski napisał właśnie, żeby spłacić długi. Nałóg dotyka całą rodzinę. Bo zaczyna brakować pieniędzy, bo przychodzi wstyd przed sąsiadami i znajomymi, bo hazardziście nie można ufać, tracimy poczucie bezpieczeństwa, bo znów nas oszukał - nigdy nie ma nic na pewno. To życie na tykającej bombie.

Udaje się im wytrwać? Zostają? Odchodzą?

Czasem tak. Ale wymaga to wielkiej miłości i siły. Psychiatra, dr Lubomira Szawdyn, specjalistka leczenia uzależnienia od hazardu, mówi, że choroba dotyczy całej rodziny. I nie chodzi tylko o straty finansowe – te są oczywiste. Dużo gorsze są straty emocjonalne – doświadczają ich wszyscy, a leczenie – które jest tutaj niezbędne – może trwać kilka lat. I jest przekonana, że współuzależnienie trzeba leczyć tak samo jak uzależnienie. Rodzina musi się na przykład dowiedzieć, że nie może spłacać długów hazardzisty, bo to tylko pogorszy sprawę. Z czystym kontem, znowu zacznie grać. Hazardzista musi sam ponosić konsekwencje swego grania. Musi też na nowo nauczyć się żyć - przestać kłamać, gdy całe jego życie było oparte na kłamstwie; co zrobić z pieniędzmi, kiedy do tej pory miało się przymus utraty wszystkiego; co zrobić z wolnym czasem, którego zrobiło się dużo.

Czy w czasie pisania książki chciała pani zagrać, coś obstawić? Czy wręcz przeciwnie?

Czy pan, po przeczytaniu tych historii, ma ochotę zagrać? Bo ja nie. Nigdy nie wiesz, kiedy przepadniesz z kretesem. Ula hazardzistka, gdy ją zapytałam, gdzie jest granica między graniem dla przyjemności, a graniem patologicznym, czyli kiedy radość zmienia się w przymus, odpowiedziała, że z hazardem jest tak, jakbyś szła w drobniutkim deszczu, idziesz, idziesz, idziesz i nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że przemokłaś do suchej nitki.