Matki, które każą dzieciom chorować - problematyka przeniesionego zespołu Münchhausena

Matki, które każą dzieciom chorować

W ostatnim czasie miałam okazję obejrzeć thriller „Dom Glassów: dobra matka”, który poniekąd zainspirował mnie do napisania dzisiejszego tekstu. Film opowiada historię rodzeństwa, nastoletniej Abby i jej młodszego brata Ethana, którzy po tragicznej śmierci rodziców trafiają pod opiekę Eve i Raymond'a Goode’ów, mieszkających w wielkim, luksusowym domu na uboczu. Po czasie okazuje się, że państwo Goode, z pozoru sympatyczni i troskliwi rodzice zastępczy, to niebezpieczni, niezrównoważeni psychicznie ludzie. Abby z przerażeniem odkrywa, że przybrana matka regularnie truje jej brata, czerpiąc przyjemność z opieki nad chorym chłopcem. Życie dzieci jest w niebezpieczeństwie…

Matki, które każą dzieciom chorować - problematyka przeniesionego zespołu Münchhausena

I choć „Dom Glassów…” to tylko kolejny film grozy, którego fabuła stanowi efekt twórczej pracy scenarzysty, takie „idealne matki” jak pani Goode istnieją naprawdę. Julie Gregory w książce pt. ”Mama kazał mi chorować” opisuje dramatyczną historię swojego dzieciństwa pełnego bólu i cierpienia. O sobie pisze: „Zawsze byłam chora (…) Miałam nie tylko chorobę serca. Dręczyły mnie różne dolegliwości, jak wielki krwotok zalewający organizm przenikającymi się falami.” Nikt nie przypuszczał, że Julie przez lata była bita i głodzona przez matkę, która przekonywała lekarzy o chorobie córki, nalegając na kolejne badania i zabiegi medyczne.

Pani Goode i matka Julie Gregory najprawdopodobniej cierpiały na odmianę zespołu Münchhausena - tajemniczej choroby psychicznej, która niejednokrotnie prowadzi do śmierci dziecka.

Zespół Münchhausena a Przeniesiony Zespół Münchhausena

Zespół Münchhausena (ZM) został po raz pierwszy opisany w 1951 roku przez angielskiego lekarza Ashera. Osoby z tym zaburzeniem celowo kreują u siebie objawy chorobowe, dobrowolnie poddają się hospitalizacji oraz wszelkim zabiegom medycznym, po to by wzbudzić zainteresowanie personelu medycznego. Tacy pacjenci nie cofną się przed niczym, są zdolni nawet do samookaleczeń, byle tylko bardziej uwiarygodnić swoją chorobę. Nie zapominajmy jednak, że u podłoża prowokowanych objawów somatycznych kryje się realne cierpienie psychiczne człowieka, który rozpaczliwie poszukuje uwagi ze strony otoczenia.

Nazwa zespołu wywodzi się od nazwiska niemieckiego barona, Karla Friedricha von Münchhausena, znanego ze swoich barwnych, zafałszowanych opowieści oraz zmyślonego bohaterstwa.

Z kolei przeniesiony zespół Münchhausena (zwany również zastępczym) polega na wywoływaniu objawów chorobowych u bliskiej, zależnej osoby, najczęściej dziecka. Co ciekawe, w ponad 95% stwierdzonych przypadków osobą cierpiącą na przeniesiony ZM jest biologiczna matka, której działania prowadzą do hospitalizacji, a nawet do zgonu maltretowanego dziecka.

W 1977 roku angielski pediatra, Roy Meadow, jako pierwszy opisał w literaturze medycznej liczne przypadki matek, które indukowały i wymyślały objawy u swoich dzieci. Jednym z jego pacjentów był sześcioletni Kay. W moczu chłopca często stwierdzano krew. U małego pacjenta nie wykryto infekcji czy innej choroby somatycznej. Jak się później okazało, krew należała do jego matki, która przed każdym badaniem dodawała ją do moczu. Znana jest także historia Kathy Bush, która przed laty była w USA symbolem oddania ciężko chorej córce. W 1999 roku kobieta została skazana za celowe trucie dziewczynki lekami i zakażanie jej sond do karmienia. Tego typu przypadki możemy mnożyć bez liku. Również w Polsce szacuje się, że rocznie średnio 3 na 100 tys. dzieci pada ofiarą przeniesionego ZM. Ze względu na fakt, że w naszym kraju problem ten jest jak dotąd słabo poznany, powyższe dane i tak mogą być zaniżone. W rezultacie rzeczywista skala zjawiska pozostaje wciąż nie znana.

Kryteria Diagnostyczne

Przeniesiony zespół Münchhausena stanowi bodajże jedną z najgroźniejszych form maltretowania dziecka przede wszystkim dlatego, że pomimo licznych wytycznych trudno go zdiagnozować. Osoba z tym zaburzeniem sama nigdy nie przyzna się do indukowania objawów u swej ofiary, ponadto potrafi w niezwykle umiejętny sposób manipulować otoczeniem. Któż by zresztą śmiał podejrzewać troskliwego i oddanego rodzica o krzywdzenie własnego dziecka?

Według klasyfikacji DSM-IV o przeniesionym ZM, zaliczanym do grona tzw. zaburzeń pozorowanych, możemy mówić, gdy:

  • sprawca celowo wytwarza lub symuluje objawy somatyczne bądź psychologiczne u osób pozostających pod jego bezpośrednią opieką
  • zamierzeniem takiego zachowania jest wywołanie objawów choroby
  • sprawca nie kieruje się przy tym żadnymi zewnętrznymi motywami, np. materialnymi
  • powyższych zachowań nie można zakwalifikować do innych zaburzeń psychicznych

Warto zaznaczyć, że działanie sprawcy jest lekkomyślne i bezpośrednio zagrażające życiu lub zdrowiu dziecka. Znane są przypadki matek, które podduszały i truły swoje ofiary, a nawet zanieczyszczały ich naczynia żylne fekaliami.

Przy rozpoznaniu przeniesionego ZM cennych informacji dostarczają również zgłaszane objawy i przebieg choroby dziecka. Lekarz powinien zachować szczególną czujność, gdy:

  • dziecko cierpi na bardzo rzadkie lub trudne do zdiagnozowania schorzenie
  • domniemana ofiara PZM była wielokrotnie hospitalizowana, często z powodu dziwnych i nietypowych objawów chorobowych
  • istnieją rozbieżności pomiędzy wynikami badań a stanem zdrowia pacjenta
  • objawy ustępują lub zmniejsza się ich nasilenie, w czasie gdy dziecko nie ma kontaktu z rodzicami
  • objawy nie ustępują pomimo zastosowanego leczenia
  • u dziecka wystąpi zakażenie wkłucia dożylnego wieloma szczepami bakterii
  • we krwi wykryto obecność leku nie podawanego dziecku
  • grupa krwi w próbkach moczu, kału, wymiocin nie zgadza się z grupą krwi dziecka

W tym miejscu chciałabym podkreślić, że zarówno brak właściwej diagnozy jak i niesłuszne posądzenie rodzica o maltretowanie dziecka, może mieć dramatyczne w skutkach konsekwencje. Zdarza się bowiem, że przy rozpoznaniu przeniesionego ZM zachodzi pomyłka. Błędu nie ustrzegł się sam dr Meadow, odkrywca zespołu, który zeznając w charakterze biegłego sądowego w sprawie Sally Clark, stwierdził że zabiła ona własne dzieci. Jak się później okazało, zmarły one w wyniku tzw. śmierci łóżeczkowej. W kolejnych latach uniewinniono inne ofiary ekspertyz lekarza, jednak w wielu sprawach, w których występował, kobiety faktycznie okazywały się morderczyniami.

Lekarze podejrzewający wystąpienie zastępczego ZM muszą mieć więc na uwadze nie tylko zdrowie i życie dziecka, ale również uważać na wystawienie niesłusznej diagnozy, krzywdzącej dla opiekuna.

Kim są osoby z przeniesionym zespołem Münchhausena?

Jak już wspomniałam wcześniej, na zastępczy ZM cierpią w przeważającej większości matki. Znamienne jest, że drugi rodzic (w tym przypadku ojciec) pozostaje zazwyczaj bierny i obojętny emocjonalnie. Dystansuje się od „choroby” dziecka, rzadko odwiedza je podczas hospitalizacji lub nie robi tego wcale. Ojciec, zazwyczaj nieświadomy zachowania swojej partnerki, bezkrytycznie ją wspiera, a nawet potwierdza rzekomo występujące objawy, stając się tym samym biernym współwinnym nadużycia.

Znacznie rzadziej na przeniesiony ZM cierpią inne osoby z otoczenia dziecka- ojciec, dziadkowie, rodzice zastępczy, ojczym, macocha, zatrudniona opiekunka.

Zakłada się, iż matki wywołujące u swoich dzieci objawy chorobowe cechują się głębokimi zaburzeniami emocjonalnymi, które skutkują niemożnością budowania zdrowych relacji interpersonalnych. Mimo że sprawiają wrażenie niezwykle opiekuńczych i oddanych dziecku, w rzeczywistości z jakiegoś powodu nieświadomie je odrzucają.

Według prof. Katarzyny Schier, takie osoby przejawiają głębokie zaburzenia narcystyczne i psychopatyczne. Nie postrzegają one własnych dzieci jako oddzielnych osób, lecz jako elementy pełniące określoną funkcję w ich świecie wewnętrznym, przedłużenie ich własnego „ja”. Dzieci mają je uspokajać, gdy są w napięte, realizować ich potrzeby, a przede wszystkim pozyskiwać uwagę i zainteresowanie otoczenia. Osoby cierpiące na zastępczy ZM charakteryzuje zwykle dość dobra ogólna wiedza medyczna. Znamienne jest, że ok.80% zaburzonych matek pracowało w służbie zdrowia. Bardzo dobrze rozeznają się w temacie choroby dziecka, którego nie odstępują na krok. Wnikliwie nadzorują wszelkie procedury medyczne. Uważa się, że sympatia i współczucie, jakimi jest obdarzana przez personel medyczny rodzina chorego, stanowi dla osoby z przeniesionym ZM rodzaj nagrody psychologicznej.

W kontakcie z matką szczególną uwagę zwraca fakt, że mówiąc o chorobie dziecka, kobieta nie zdradza żadnych emocji. Niekiedy nawet sprawia wrażenie, jakby relacjonowała pasjonująca opowieść, a nie dramatyczną walkę o życie i zdrowie bliskiej osoby.

W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć słowa matki Julie Gregory, kierowane do lekarza: „Cóż, Michael. Opracujmy razem plan ataku. Ponieważ wyniki ostatniego badania nie rozwiały naszych wątpliwości, uważam, że już czas przeprowadzić operację na otwartym sercu (...)”.

Dodam, że kobieta była bardzo rozczarowana, gdy doktor podważył zasadność operacji.

Lekarze bardzo często podczas pierwszego kontaktu z dziećmi są całkowicie nieświadomi, że mają do czynienia z ofiarami przeniesionego ZM. Bezwiednie sami stają się współsprawcami maltretowania, stosując nieprzyjemne, często bolesne zabiegi medyczne, obciążone ryzykiem powikłań.

Ofiary przeniesionego zespołu Münchhausena

Ofiarami zespołu padając głównie dzieci w wieku od 2 do 4 lat. Zdarza się jednak, że maltretowani są również nastolatkowie. Osoba cierpiąca na zastępczy ZM najczęściej indukuje u swojego podopiecznego objawy fizyczne, tj. bóle brzucha, wymioty, napady drgawkowe, infekcje, krwawienie czy zatrucie.

U ofiar nierzadko obserwuje się również zaburzenia psychiczne, m.in. zaburzenia zachowania, uwagi, sprawności umysłowej, wysoki poziom lęku, zaburzenia snu oraz pourazowy zespół stresowy (PTSD). Badania pokazują , że dla ok. 7% ofiar maltretowanych w ten sposób skutkiem jest długotrwały uszczerbek na zdrowiu lub trwałe kalectwo. Takie osoby, o ile uda im się przeżyć „opiekę” troskliwego rodzica, w dorosłym życiu zazwyczaj borykają się z poważnymi problemami emocjonalnymi. Bywa, że same cierpią na ZM i przeniesiony ZM. Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że dzieci-ofiary potrafią do końca bronić swoich katów. Maltretowane przez matkę wołają o pomoc, a jednocześnie identyfikują się z agresorem. W ten sposób starają się za wszelką cenę chronić idealny obraz rodzica.

Julie Gregory przez lata żyła w przekonaniu, że naprawdę jest ciężko chora. Czemu nie miałaby wierzyć własnej matce, która tak bardzo się o nią troszczyła? Dopiero w wieku 24 lat dowiedziała się o zastępczym zespole Münchhausena, poznając bolesną prawdę o sobie i swojej rodzinie.

Leczenie i interwencja

Odpowiednio wczesne rozpoznanie przeniesionego ZM wydaje się być kluczowe dla ograniczenia śmiertelności jego ofiar. Zdecydowanie pierwszym krokiem po ujawnieniu maltretowania powinno być odseparowanie zaburzonego opiekuna od dziecka.

Dla większości matek fakt rozpoznania u nich zespołu jest bardzo traumatycznym przeżyciem, na które reagują zwykle ostrymi stanami depresyjnymi, włącznie z tendencjami samobójczymi.

Pacjenci z przeniesionym ZM z trudem (jeśli w ogóle) poddają się psychoterapii, gdyż w tym przypadku zaznacza się obecność niezwykle silnych mechanizmów obronnych, które podtrzymują objawy zaburzenia. Według prof. Schier jakakolwiek próba psychoterapii jest możliwa, jeśli zaburzony rodzic stan choroby łączy z bliskością i na dodatek ma pewną świadomość tego faktu. Co innego, gdy mamy do czynienia z osobowością o rysie psychopatycznym, wówczas taka osoba nie wykazuje żadnej motywacji do zmiany i nauczenie jej empatii wydaje się mało prawdopodobne.

Bez wątpienia wczesne rozpoznanie zespołu pozwoli ograniczyć szkody, jakie poniosło dziecko w wyniku maltretowania, a także zapobiec śmierci ofiary. Niejednokrotnie blizny w psychice pozostają na całe życie i wymagają, jak w przypadku Julie Gregory, długotrwałej terapii. Dlatego warto czasem upewnić się, czy pod fasadą troski i zwykłej nadopiekuńczości kochającego rodzica nie kryje się kolejny dramat dziecka, któremu mama kazała chorować.


A dla zainteresowanych pogłębieniem tematu poniżej odsyłam do literatury:

  • Berent, D. ; Florkowski, A. ; Gałecki, P. Przeniesiony zespół Münchausena.
  • Psychiatria Polska 2010, tom XLIV, numer 2, str. 245–254.
  • Kowalik, T. ; Gruszczyński, B. ; Radziszewska, A. ; Gruszczyński, W. Przeniesiony zespół Münchhausena. Postępy Psychiatrii i Neurologii 2005, 14 (4), str. 363-366. Gregory, J. Mama kazała mi chorować. Wyd. Amber, 2005.
  • Schier, K. ; Zalewska, M. Krewni i znajomi Edypa. Kliniczne studia dzieci i ich rodzin. Wyd. Naukowe Scholar, 2006.
  • Fiedorowicz, A. ; Fiedorowicz, M. Matki, które dręczą swoje dzieci. Focus, nr 12, 2012, str. 58-61.